Zrywając czereśnie
- Te najpiękniejsze są zawsze niedostępne! Zawsze tak jest!
Głos z wysokości:
- Nie zgadzam się!
Oblana rumieńcem rechocze pod drzewkiem, dumna z odpowiedzi ukochanego.
Tak zaaferowana, że nie zauważa gdy ten chwilę później nadciąga z białą drabiną.
Chwilę później pewnie - bo asekurowana - stąpa po przedostatnim (!) schodku i triumfalnie sięga
po te już prawie czarne, i z perspektywy gruntu, absolutnie niedostępne.
Pure love story. Mniam.
26 cze 2012
10 cze 2012
Pierwszy i mam nadzieję - nie ostatni, nie będzie o poranku.
Kolejne też raczej nie.
Przed kilkoma dniami pożegnałam się najprawdopodobniej bezpowrotnie z miejscem, gdzie magia poranków do mnie dotarła. Wcześniej oczywiście odczuwałam ją i cieszyła mnie równie mocno, ale raczej nieświadomie. A na najbliższe miesiące
zarówno wschody, jak i zachody słońca dobrowolnie sobie odebrałam.
Przed kilkoma dniami pożegnałam się najprawdopodobniej bezpowrotnie z miejscem, gdzie magia poranków do mnie dotarła. Wcześniej oczywiście odczuwałam ją i cieszyła mnie równie mocno, ale raczej nieświadomie. A na najbliższe miesiące
zarówno wschody, jak i zachody słońca dobrowolnie sobie odebrałam.
Ten pierwszy
będzie o tym, co mnie naszło na widok pewnego zachodu słońca, stanowiącego tło
dla równego rzędu drzew i morza zielonych jeszcze zbóż. Podobno siedząc przodem
do kierunku jazdy myśli się o przyszłości;
w tym przypadku krajobraz skondensował to z przeszłością i wyszło z tego pragnienie,
by moja przyszłość wyglądała jak wspomnienia z przeszłości.
w tym przypadku krajobraz skondensował to z przeszłością i wyszło z tego pragnienie,
by moja przyszłość wyglądała jak wspomnienia z przeszłości.
Obserwowanie
pędzących samochodów na tle zachodzącego słońca.
Z
bezpiecznej odległości - takiej, która izoluje. Jakbym patrzyła w telewizor.
Siedząc w przejściu między żywopłotem wyższym
od człowieka,
podrzucając
kamyczki z polnej ścieżki, która oddziela mnie od pola pszenicy.
Słysząc jedynie szum wysokich drzew za mną i
liczne świerszcze.
Jak już mi
się to znudzi, pójdę po trawie mokrej od rosy pobujać się na huśtawce.
Aż w końcu chłodny wiatr zachęci do powrotu do
domu, gdzie pewnie już czeka na mnie
wyjątkowo słodka herbata, z kożuchem od twardej wody.
wyjątkowo słodka herbata, z kożuchem od twardej wody.
I prawdziwy
uśmiech na wejściu.
Na pewno
Ktoś dotrzyma mi towarzystwa przy stole.
W
błogostanie położę się do miękkiego łóżka,
gdzie zatopię się w najprawdziwszej pierzynie.
Zasnę przy
leniwych kołysankach świerszczy, które
rano zmienią wartę ze słowikami .
Na śniadanie
zjem płatki z mlekiem, które raz na zawsze zmieni moje rozumienie słowa
„mleko”.
Jeszcze w
piżamie wyjdę na huśtawkę sprawdzić, co zmieniło się tu od wczoraj
i z ulgą
stwierdzę, że nic, a nic…
Być może będzie tu droga do takich chwil. Być
może, bo wybrałam dość okrężną.
Być może, bo wiele się może zmienić. Tak właściwie wszystko jest możliwe…
Być może, bo wiele się może zmienić. Tak właściwie wszystko jest możliwe…
a ja mam
piękne wspomnienia z dzieciństwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)