10 wrz 2012

o magii poranka (w Pradze), gdy najgorsze dopiero przed nami

Oto powód dlaczego warto dla Pragi zwlec się z łóżka o 7:

Przy okazji dowiesz się, że absolutnie wszyscy kelnerzy pracujący na porannej zmianie są palaczami, 
będziesz miał szansę podziwiać armeńskiego księcia w stroju odpowiednim dla monarchii do której przynależy, który może zwiedzać most Karola tylko o świcie, bo później może zostać zdekonspirowanym przez turystów (to jest moja wersja, wersja chłopaków, to sesja modowa ...)


Och skrawek witryny na jednej z bardziej wypełnionych turystami ulic Pragi, wood you say?

Najprzyjemniejsze wspomnienia z tego dnia. Szepty miasta, rześki poranek... w zimie o wiele trudniej zapewne będzie mi opuścić łóżko o tak wczesnej porze by zobaczyć to samo opruszone śniegiem, ale nie wątpię, że będzie warto... 

Cała reszta dnia upłynęła nam na siedzeniu na ławce, a gdy tylko zdecydowaliśmy się wstać, nasze umysły zaprzątało wyłącznie poszukiwanie następnej na której można by usiąść i podrzemać.

See you soon Prague!

1 wrz 2012

Dziewczyńska inspiracja, gdy prezentowa niemoc.

Moja przyjaciółka miała niedawno urodziny, a my zawsze na urodziny dajemy sobie drobne podarunki. W tym roku liczyłam na to, że podczas spaceru po centrach handlowych coś wpadnie mi w ręce krzycząc "to ja, weź mnie!", ale dni mijały, a do mnie nie przemawiało nic. Usiadłam więc, zacisnęłam piąstki, zamknęłam powieki i wytężając umysł przewijałam wstecz cały zeszły rok mieszkania razem.


 Śmignęło mi coś o odwiedzeniu wszystkich europejskich stolic, o gumce z kokardką (której nie mogłam nigdzie znaleźć) i ooo... jest! szmince, którą postanowiłyśmy zawojować świat i czekoladzie z solą morską, której chciała spróbować. Do tego własnoręcznie zrobiona kartka (tylko moja przyjaciółka będzie świadoma trudu, jakiego wymagało jej powstanie - nie brudna, prosto obcięta, schludna, bez błędów, czy krzywej czcionki, czyli mission impossile dla mnie :))

I oto on! Skromny wyraz pamięci:

Case study: Szukając bardziej dźwięcznego synonimu "zaćmienia umysłu" trafiłam na jego angielską wersję - brainstorm. I nastąpiła lekka konsternacja i zachwianie fundamentów mojej wiedzy. Zazwyczaj tegoż określenia używałam w kontekście umysłowego rozkwitu, co jak się okazało również jest poprawną wersją! Czyżby więc brainstorm był antonimem słowa brainstorm...???

21 sie 2012

Z perspektywy jeżyny

Rano ukochany dał ukochanej:

Wieczorem ukochana oddała ukochanemu:*

Perfekcyjna synergia. Choć mi wciąż za mało tych jeżynek :)


*(Bezowy torcik przełożony kawową masą serkową, z tego przepisu)

4 sie 2012

praski epilog.



Wracaliśmy do domu autokarem, zmęczeni po 3 intensywnych dniach. Zawsze mam problemy ze snem w takich miejscach, a przed nami siedział Pan okrągły jak kuleczka, o którego oparta, rozkosznie spała małżonka. Jak przed głodnym pączek z lukrem i skórką pomarańczową! Mając słuchawki na uszach odezwałam się tym, co wydawało mi się szeptem do ukochanego:
- Pani ma takiego mężusia, że nawet jej żadna podusia nie jest potrzebna.
I dalej oddałam się próbie zasypiania, czemu przeszkodziło trzęsienie się ze śmiechu Mr. Skinny. Zrelacjonował mi, że po moim komentarzu Pani prychnęła ze śmiechu i jeszcze bardziej wtuliła się w swojego pączusia. A ja już do końca trasy nie zdjęłam z twarzy kaptura bluzy :).

3 sie 2012

Praga podniebieniem i okiem


Kontynuacja tego wpisu.
Zdaję sobie sprawę iż nie jest to najpiękniejsze ujęcie Zamku na Hradczanach, jakie kiedykolwiek zostało zrobione, ale mam duży sentyment do tego zdjęcia. To był nasz 2 dzień w Pradze, wieczór. Szliśmy wzdłuż Wełtawy rozmawiając o pięknych rzeczach i przysłowiowym jutrze. Gdy pierwszym razem dotarliśmy nad rzekę i zobaczyłam górujący nad miastem zamek w zieleni, byłam urzeczona; Jak różna jest Praga po dwóch stronach mostu. Ja stoję wzdłuż ruchliwej ulicy, wokół mnie sklepy, knajpki, urzędy, a z drugiej strony morze drzew i bajkowy zamek. Kilka razy w trakcie spacerów zza budynków wyłaniał się On. Miałam wrażenie, jakby obserwował swoje miasto J Magicznie.

Spacerując po magicznych uliczkach Malej Strany staję na palcach i zerkam za mur po lewej stronie. Nie wierzę w to, co widzę. Zaledwie kilkanaście minut spacerem od zamku i terenów pełnych turystów znajdują się sielankowe sady i ogrody. Polną ścieżką do budynku udaje się zakonnica niespiesznie wracająca z zakupów. Ze świadomością tego, co mam za plecami, z obrazem, który mam przed oczami, czuję się niesamowicie…

Było baaaaardzo gorąco. Ja stękałam o miodowniczek, a mój słodki jak miód chłopakJ - o piwo. Niestety znalezienie takiego połączenia w jednej knajpce, zajęło nam trochę czasu, ale w końcu się udało. W moim rozumieniu nie ma możliwości by ciasto tego typu nie smakowało dobrze, ale zdecydowanie mogłoby być lepsze. W miejscu w którym pracuję dostanie się lepszą bitą śmietanę, niż tam. Ale jest to typowo turystyczny rejon, więc wydaje się, że w takim miejscu nie chodzi o to, żeby zadowolić klienta, a raczej o to, żeby było jak najtaniej.

Ja, a w tle coś jakby panorama Pragi.

Na nasz ostatni obiad udaliśmy się do miejsca, które sprawia wrażenie bardzo autentycznej czeskiej jadłodajni. Polecona przez pewnego couchsurfera Havelska Koruna była raczej barem mlecznym, ale zjadłam tam pysznego smażaczka i sałatkę szopską. Aż cud, że stamtąd wyszłam, a nie wyturlałam, bo przez spore porcje byłam objedzona do granic wytrzymałości J

Co wieczór spędzaliśmy sporo czasu szukając miejsca, w którym warto spędzić czas przy piwie. Lubię czechów za ich „kulturę barową”. Wszystko odbywa się na totalnym luzie, bez zadufania, czy wymuszonej elegancji. Po bardzo męczącym dniu  trafiliśmy do małej kafejki, w której ku naszemu rozczarowaniu nie było żadnego jedzenia. Barman z niewymuszonym uśmiechem zagadywał każdego, kto mówił po angielsku o jego historię pobytu w Pradze. Wypiliśmy po piwku i pożegnaliśmy się. Wrócimy tam we wrześniu sprawdzić jak smakuje kawa.

2 sie 2012

Praga okiem i podniebieniem


Niedawno wybraliśmy się z przyszłym prażaninem na niskobudżetową wycieczkę do Pragi. Był to nasz pierwszy kilkudniowy wyjazd za granicę razem i pierwszy mój zagraniczny (nie licząc kilkugodzinnych wypraw w przepiękne tereny Jesennika) od 3 lat, więc byliśmy nie lada podekscytowani. Niestety, nie udało nam się znaleźć żadnego couchsurfera, który by nas ugościł, więc ten cel pozostaje wciąż do zrealizowania, ale ostatecznie wylądowaliśmy w świetnym, ŚWIETNYM hostelu w którym noclegi i śniadania już wspominam z nostalgią :).

Przyjechaliśmy wieczorem i po wyjściu z hostelu poszliśmy na małe rozeznanie. Ten budynek miał kolor najprzepyszniejszej mlecznej czekolady. Dużo wysiłku kosztowało mnie, żeby to zdjęcie nie przedstawiało dziewczątka wgryzającego się w czekoladowe cegiełki. A następny to raczej obojętne mi lody truskawkowe.

Tą knajpkę polecił nam pewien Pan Anglik który wychodził stamtąd podczas gdy my zagłębialiśmy się w menu wiszące przy chodniku. Zaufaliśmy mu i muszę przyznać, że członkowie rodziny Moghal jadali całkiem smacznie.     Na zdjęcie załapał się pyszny soczek mango o konsystencji kisielu –miał w składzie 40% mango pulp (pulp to moje słówko miesiąca).

Pragę polecam zwiedzać rano. To jest rynek starego miasta ok. godziny 10-11, później jest już tylko tłoczno        (ale o takiej wczesnej godzinie chyba nie ma jeszcze stoisk z trdlo (mniam.)). Natomiast most Karola nawet o     11 gościł sporo turystów, ale to, co działo się ok. 14-15, było już OKROPNE*.

Orloj nie wzbudził we mnie wyjątkowej fascynacji (poza uroczym kościotrupem grającym na dzwoneczkach) – ot, jak nasze poznańskie koziołki. Jednakże nasz przewodnik z FreeWalkingTours uświadomił mi jego znakomitość. Natomiast doczytane informacje o smutnym losie autora tegoż zegara, to wisienka na torcie jego historii. Patrząc na niego przypomniałam sobie zegar z domu Goethe (bardzo ciekawe miejsce!), który miałam przyjemność zwiedzić w czasie wizyty w Frankfurcie nad Menem. Zegar był bardzo duży, z niezliczoną ilością bajerów. Stałam zaledwie krok przed nim, jak równy z równym, aż nagle usłyszałam informację, że jest on tak cenny, że właściwie bezcenny.

Gdy planowaliśmy nasz wyjazd, bardzo pomocnymi okazały się notki Venili poświęcone Pradze. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności przerwa w zwiedzaniu miała miejsce w polecanym przez nią Bohemia Bagiel, który i tak mieliśmy w planach odwiedzić, by spróbować pierwszych w życiu bagielków.
Z wszystkich naszych praskich kulinarnych odkryć mam zdjęcia ze swoim posiłkiem, z wyjątkiem tego miejsca. Mój współtowarzysz był tak głodny, że od razu przeszedł do konsumpcji, więc jedyne zdjęcia z bajgielkiem są zrobione przez posiadaczkę silniejszej woli – czyli mnie :)


*Należę do osób które nienawidzą tłumów, zbytniego hałasu i chaosu. Koncert na którym bawiłam się najlepiej to taki z miejscami siedzącymi, a drugi w deszczu, który ku mojej uciesze odstraszył sporo publiczności... :)

11 lip 2012

Nieodkrywczy przepis na kawę mrożoną.

Tegoroczne wakacje upływają mi pod szyldem "Dzień bez dobrego napoju jest dniem straconym".
Raczę się na przemian sangrią, drinkami z Vermuthu i tą własnie kawką.
A właściwie "kawką" bo co większy znawca tematu uznałby to, za mord na kawie, gdyż odbywa się
bez ekspresu, wrzątku i  świeżo zmielonych ziaren. :)
2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej,
 szklanka zimnego mleka,
 kostki lodu,
 bita śmietana,
 sos smakowy do deserów/mleczko w tubce.

Kawę do szklanki, mleko do szklanki i mieszam.
Wlewam sos, żeby osiadł na spodzie -nie mieszam.
Wrzucam lód,
I aplikuję bitą śmietanę. I jeszcze trochę.
Po wszystkim zaaplikować jeszcze troszkę bitej śmietany :)

Nie można zapomnieć o względach bezpieczeństwa, czyli o przetestowaniu każdego składnika z osobna. 
(Sos na palec, bita śmietana bezpośrednio z dyfuzora do otworu gębowego)
Dla większej pewności testy zalecam powtórzyć <- przezorny zawsze najedzony.
Mniam.