2 sie 2012

Praga okiem i podniebieniem


Niedawno wybraliśmy się z przyszłym prażaninem na niskobudżetową wycieczkę do Pragi. Był to nasz pierwszy kilkudniowy wyjazd za granicę razem i pierwszy mój zagraniczny (nie licząc kilkugodzinnych wypraw w przepiękne tereny Jesennika) od 3 lat, więc byliśmy nie lada podekscytowani. Niestety, nie udało nam się znaleźć żadnego couchsurfera, który by nas ugościł, więc ten cel pozostaje wciąż do zrealizowania, ale ostatecznie wylądowaliśmy w świetnym, ŚWIETNYM hostelu w którym noclegi i śniadania już wspominam z nostalgią :).

Przyjechaliśmy wieczorem i po wyjściu z hostelu poszliśmy na małe rozeznanie. Ten budynek miał kolor najprzepyszniejszej mlecznej czekolady. Dużo wysiłku kosztowało mnie, żeby to zdjęcie nie przedstawiało dziewczątka wgryzającego się w czekoladowe cegiełki. A następny to raczej obojętne mi lody truskawkowe.

Tą knajpkę polecił nam pewien Pan Anglik który wychodził stamtąd podczas gdy my zagłębialiśmy się w menu wiszące przy chodniku. Zaufaliśmy mu i muszę przyznać, że członkowie rodziny Moghal jadali całkiem smacznie.     Na zdjęcie załapał się pyszny soczek mango o konsystencji kisielu –miał w składzie 40% mango pulp (pulp to moje słówko miesiąca).

Pragę polecam zwiedzać rano. To jest rynek starego miasta ok. godziny 10-11, później jest już tylko tłoczno        (ale o takiej wczesnej godzinie chyba nie ma jeszcze stoisk z trdlo (mniam.)). Natomiast most Karola nawet o     11 gościł sporo turystów, ale to, co działo się ok. 14-15, było już OKROPNE*.

Orloj nie wzbudził we mnie wyjątkowej fascynacji (poza uroczym kościotrupem grającym na dzwoneczkach) – ot, jak nasze poznańskie koziołki. Jednakże nasz przewodnik z FreeWalkingTours uświadomił mi jego znakomitość. Natomiast doczytane informacje o smutnym losie autora tegoż zegara, to wisienka na torcie jego historii. Patrząc na niego przypomniałam sobie zegar z domu Goethe (bardzo ciekawe miejsce!), który miałam przyjemność zwiedzić w czasie wizyty w Frankfurcie nad Menem. Zegar był bardzo duży, z niezliczoną ilością bajerów. Stałam zaledwie krok przed nim, jak równy z równym, aż nagle usłyszałam informację, że jest on tak cenny, że właściwie bezcenny.

Gdy planowaliśmy nasz wyjazd, bardzo pomocnymi okazały się notki Venili poświęcone Pradze. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności przerwa w zwiedzaniu miała miejsce w polecanym przez nią Bohemia Bagiel, który i tak mieliśmy w planach odwiedzić, by spróbować pierwszych w życiu bagielków.
Z wszystkich naszych praskich kulinarnych odkryć mam zdjęcia ze swoim posiłkiem, z wyjątkiem tego miejsca. Mój współtowarzysz był tak głodny, że od razu przeszedł do konsumpcji, więc jedyne zdjęcia z bajgielkiem są zrobione przez posiadaczkę silniejszej woli – czyli mnie :)


*Należę do osób które nienawidzą tłumów, zbytniego hałasu i chaosu. Koncert na którym bawiłam się najlepiej to taki z miejscami siedzącymi, a drugi w deszczu, który ku mojej uciesze odstraszył sporo publiczności... :)

1 komentarz:

  1. Ostatnie zdjęcie - wcale nie dziwię się współtowarzyszowi, a Tobie gratuluje za poświęcenie :D

    OdpowiedzUsuń